[Cm Ab Bb Eb Gm] Chords for Piasek "Niecierpliwi" (są ludzie, są serca) with Key, BPM, and easy-to-follow letter notes in sheet. Play with guitar, piano, ukulele, or any instrument you choose. Są ludzie, którym życzymy dobrej nocy, nawet jeśli nas nie słyszą… Są ludzie, o których myślimy, ledwo otwierając oczy rano… Nie są blisko, ale jednocześnie, zawsze z nami, w sercu. Są uśmiechy, które dajemy tylko im, mając nadzieję, że wewnętrzne światło, które im wysyłamy, dotrze do ich dusz. Są ludzie, którzy czasem bywają bardzo odlegli, ale zawsze są nieskończenie blisko nas, których naprawdę chcemy w tej chwili przytulić. Myślimy o nich przez cały dzień, zabieramy ich ze sobą do odległych zakątków naszej wyobraźni. Modlimy się i martwimy o nich. Bardzo za nimi tęsknimy. I bez względu na to, jaki dzieli nas ocean ciszy i nieporozumień, zawsze jesteśmy gotowi usłyszeć ich ciepłe i tak upragnione — CZEŚĆ… See more posts like this on Tumblr #ocean #ludzie #rano #oczy #emocjonalnie #emocje #potrzeba bliskości #blisko #usmiechy #uśmiechnij się #uśmiech #dusza #wyobraźnia #tęsknota #cisza
Ludzie znikają lecz w sercach zostają - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
Nasze doświadczenie mówi, że jesteśmy może stajnią, albo czymś jeszcze gorszym, ale na pewno nie pałacem. Tutaj kluczowe pozostaje zawsze pojęcie „serce”. Myślę, że od definicji tego, co przez nie autor tekstu rozumiał, należałoby zacząć. Tytuł Pałacem Chrystusa jest serce został zaczerpnięty z mało znanego w Polsce tekstu, liczącego sobie jakieś 1500 lub 1600 lat (co zależy od tego, które źródło o nim mówi), powiedzmy mniej więcej rówieśnika św. Benedykta. Mowa o homiliach przypisywanych św. Makaremu Wielkiemu – mnichowi, który żył w Egipcie w IV w. Nie zostały przez niego napisane, ponieważ tekst pochodzi z rejonów syryjskich. Mam nadzieję, że każdego z nas ten tytuł nieco zaniepokoił, i w pewnym sensie o to chodziło. Zanim przejdziemy do zastanowienia się, co to znaczy, że przestrzeń w człowieku określana mianem serca ma być pałacem dla Chrystusa – my bardzo często czujemy, że jest odwrotnie – dostrzegamy, że jesteśmy daleko od tego, by być czyimkolwiek pałacem. Nasze doświadczenie mówi, że jesteśmy może stajnią, albo czymś jeszcze gorszym, ale na pewno nie pałacem. Tutaj kluczowe pozostaje zawsze pojęcie „serce”. Myślę, że od definicji tego, co przez nie autor tekstu rozumiał, należałoby zacząć. Serce w Biblii W języku biblijnym serce oznacza centrum osobowe człowieka, nie emocjonalność – to powtarzają wszyscy rekolekcjoniści – jak przyjęło się uważać w kulturze europejskiej od okresu romantyzmu. Nie rozumie się pod nim sfery płynnej, ulotnej, ciągle zmieniającej się, wrażliwej, sentymentalnej. Wręcz przeciwnie, oznacza ono to, kim dany człowiek jest, czyli to, co wyznacza jego istotę. Serce jako tożsamość, którą odkrywamy Relacja małżeńska czy jakakolwiek inna nie wyczerpuje jeszcze tego, kim jesteśmy. Odpowiedź na pytanie, kim człowiek jest, inaczej: poszukiwanie własnej tożsamości nie jest łatwe. Kiedy staramy się ją uchwycić, widzimy, że w dużej mierze składają się na nią długie lata życia wewnętrznego, podejmowane przez nas wybory, że jej kształtowanie to proces, który trwa przez całe życie. Makary miał intuicję, że miejsce, gdzie w człowieku zamieszkuje Bóg, jest tożsame z tym, kim sam jest. Coś niezmiennego, do czego przez całe życie dąży, ale również co przez całe życie odkrywa. Myślę, że do pytania, czym jest serce, będziemy jeszcze wracać, do wielowarstwowości odpowiedzi na nie. Jesteśmy dziećmi Bożymi – to jest jedna z warstw, element tego, czym jest nasze serce. Dalej: kwestia relacji małżeńskich, rodzicielskich, sakramentów, które przyjęliśmy, to kolejne czynniki kształtujące naszą osobowość. Kiedy chcemy to wszystko wyrazić jednym zdaniem, nie potrafimy powiedzieć, kim jesteśmy – człowiek sam dla siebie pozostaje tajemnicą. Ani małżeństwo, ani chrzest, ani kapłaństwo, ani śluby zakonne, ani rodzicielstwo nie wyczerpują naszej tożsamości. Możemy sobie wyobrazić Michała Anioła rzeźbiącego pietę – każdy z sakramentów, każda z ważnych dla nas rzeczy są jak jedno uderzenie dłuta genialnego rzeźbiarza. Jeżeli któregokolwiek z nich zabraknie, to dzieło nie będzie doskonałe, jeden cios dłuta nie wystarczy, aby powstała rzeźba. Z jednej strony, nasze serce jest niezwykle proste – po prostu jesteśmy – przecież nikt z nas nie potrzebuje uzasadniać swojego istnienia. Z drugiej – przez wydarzenia w naszym życiu, i te trudne, i te dobre, nabieramy indywidualnego kształtu, począwszy od dzieciństwa aż po dzień, w którym przechodzimy z tego świata do Boga Ojca. Serce miejscem zamieszkania Boga Serce to nasza tożsamość kształtowana przez całe nasze życie, a jednocześnie miejsce, w którym chce mieszkać Bóg. Najlepiej mówi o tym Ewangelia według św. Jana w rozdziale, w którym opisuje moment, kiedy Pan Jezus żegna się ze swymi uczniami i przez wydarzenie męki zamierza przejść z tego świata do Ojca. W obliczu męki, która się zbliża, mówi rzeczy najbardziej istotne, to, co dla Niego jest najważniejsze, zwracając się do uczniów następującymi słowami: Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Ten, kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. (…) Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy (J 14,15– Jest to fragment Ewangelii, który – tak myślę – zdumiewa każdego ogromem Bożej łaski, bo oto doskonały Bóg pragnie zamieszkania w sercu człowieka. Zastanowiwszy się głębiej, dochodzimy do wniosku, że skoro Pan Jezus wcielił się i zbawił wszystkich ludzi, to Bóg chce zamieszkać w sercu każdego człowieka. Nie jest tak, że w jednym Bóg chce zamieszkać, a w drugim nie. Głębia każdego z nas, jak tu jesteśmy – jego życie, to kim jest, ma stać się świątynią Boga, pałacem Chrystusa. Serce każdego człowieka, każdego bez wyjątku! Całe wydarzenie, które opisuje Ewangelia, czyli wcielenie, męka, śmierć i zmartwychwstanie, mają na celu jedno: utorować Synowi Bożemu drogę do istoty każdego człowieka. Jest to o tyle ważne stwierdzenie, że czasami mamy wrażenie, iż nasze serce wcale nie przypomina pałacu ani nawet daczy, a raczej stajnię, a może nawet i chlew. Czasem człowiek, patrząc na swoje życie, może dojść do takiego właśnie wniosku. Uczynki pochodną pragnień Pan Bóg żywi pragnienie, aby w naszym sercu zamieszkać, i wszystkie Jego wysiłki idą w tym kierunku. Pokazują to dzieła Ojców Kościoła, szczególnie fragmenty, w których autorzy zastanawiają się, co powoduje, że serce ludzkie nie staje się miejscem godnym przyjęcia Boga, tylko zupełnie odmiennym. Co ciekawe, nie wskazują wcale na problem związany z uczynkami człowieka, lecz z jego myślami i pragnieniami. To podejście należy właściwie zrozumieć. Według Ojców serce ludzkie jest miejscem, gdzie rodzi się decyzja. Jeżeli ma ono być miejscem królowania Chrystusa Pana, to znaczy, że każda decyzja, która się tam rodzi, ma być na chwałę Bożą. Innymi słowy, żaden aspekt naszego życia nie może pozostawać poza wpływem Pana Boga. Czasami słyszymy, że wiara jest sprawą prywatną. Absolutnie nie! W żadnym wypadku wiara nie jest wyłącznie sprawą osobistą. Albo Pan Bóg króluje całkowicie w naszym życiu, albo jest jeszcze dużo, dużo do zrobienia. Pewnie każdy z nas może powiedzieć, że są w jego sercu-pałacu takie rejony, gdzie czuje się On bardzo dobrze, ale są też pokoje jeszcze przed Nim zamknięte. To bardzo pojemna metafora – jeśli pomyślimy, że nasze serce, czyli to, kim jesteśmy, to rodzaj budynku, to są w nim takie piętra, gdzie Pan Bóg jest, i takie, gdzie jeszcze Go nie ma. Musimy włożyć pracę w to, aby również i tam zakrólował, aby był to Jego dom, Jego pałac. Ojcowie mówią, że Bóg panuje bądź Go nie ma w danych przestrzeniach głównie ze względu na pragnienia, które żywimy, nie ze względu na czyny. Ojcowie podkreślają z mocą, że działanie jest zawsze pochodną myśli i pragnień. Zazwyczaj kiedy się spowiadamy, to wyliczamy, co złego uczyniliśmy, a postanowienie poprawy polega na tym, że staramy się już tego więcej nie zrobić. Natomiast Makary – który mówi, że pałacem Chrystusa jest serce – powiedziałby inaczej: „Zastanów się, człowieku, popatrz w siebie, zapytaj, skąd się biorą w tobie pragnienia, które prowadzą do tego czynu. Zrób jeszcze jeden krok w tył, bo co przyjdzie z deklaracji, że nigdy więcej czegoś nie zrobisz, skoro nadal chcesz to robić?”. To jakby przed dzieckiem postawić butelkę coca-coli i powiedzieć: „Chce ci się pić, ale nie pij!”. Można to przedstawić za pomocą metafory, że grzech to dziura, która zostaje wybita przez wodę napierającą na ścianę. Jak tylko znajdzie nieszczelność, to zaczyna przeciekać. Trzeba najpierw zamknąć źródło wody, a potem zalepić dziurę. Próba rozpoczęcia od reperowania dziury bez uprzedniego zakręcenia kranu nie powiedzie się. Zatem chodzi nie tyle o czyny, lecz o pragnienia, o to, czego człowiek tak naprawdę chce. Fragment książki Pałacem Chrystusa jest serce Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie. Fot. Marcin Marecik / Na zdjęciu: fragment mozaiki ceramicznej przedstawiający „Maiestas Domini” z kaplicy w opactwie tynieckim. Wykonanie: Borys Kotowski OSB. (Visited 835 times, 1 visits today) Za pomocą newslettera chcemy się kontaktować, aby przesyłać teksty, nowości wydawnicze i ogłoszenia, które dotyczą naszego podwórka. Planujemy codzienną wysyłkę takiego newslettera. Czytający i słuchający naszych materiałów, zarówno dostępnych w księgarni internetowej, na stronie jak i na kanale YouTube lub innych platformach podcastowych, mogą zastanawiać się w jaki sposób można nas wesprzeć… Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania. To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie! Sprawdź o czym jest tekst piosenki Ludzie nagranej przez Te-Tris & Pogz. Na Groove.pl znajdziesz najdokładniejsze tekstowo tłumaczenia piosenek w polskim Internecie. Wyróżniamy się unikalnymi interpretacjami tekstów, które pozwolą Ci na dokładne zrozumienie przekazu Twoich ulubionych piosenek. Katarzyna Kachel, Jacek Żukowski Andrus, czyli honorowy cwaniak i hultaj. „Makino” Aleksander Łodzia-Kobyliński, legenda krakowskiego Zwierzyńca, lokalny Casanova i twórca kultowego zespołu „Andrusy” świętuje potrójnie. 85-lecie urodzin, 65-lecie twórczości artystycznej i 45-lecie zespołu „Andrusy”. Dużo w życiu przeżył, ale jego pierwszą rolą, jedną z tych ważniejszych, była sprzedaż lodów Bambino i Pingwin w czekoladzie na stadionie Cracovii. Wtedy, kiedy krzyczeli z bratem na całe gardło: Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź gówniarzu, bo cię opluję. Jakie były jego kolejne role? Wróżka Gizela, dla przyjaciół Gizia, przed laty wywróżyła panu pięć żon, pieniądze i karierę za Wielka Wodą. Spełniło się?Wszystko się sprawdziło, co do joty. Ale żon doliczyliśmy się Oleńką, która była czwarta się rozwiodłem, a teraz wezmę z nią ślub po raz drugi. Będzie więc czwartą i piątą żoną, a więc powtarzam: sprawdziło się. Pieniądze?Nigdy mi na nic nie brakowało, bo też nie przykładałem do pieniędzy takiej wagi, jak inni, co robili kariery. Nie musiałem ich mieć. Zawsze w kieszeni było więcej niż potrzebowałem. Nie chciałem zbijać kasy, musiało starczyć na pół litra i kilo zwyczajnej. Na koncertach pan zarabiał?Gdzie tam, w telewizji dawali ledwo stówkę, a gdzie indziej to grało się zwykle na piękne oczy. Ale ja przecież pracowałem przez dwanaście lat w KFAPie (Krakowska Fabryka Aparatów Pomiarowych), technikum mechaniczne zrobiłem, wcześniej budowlane. Grawerem byłem, tokarzem, frezerem, wszystkim. I tak to leciało do momentu, kiedy nie ogłoszono konkursu na piosenkarzy. Mój przyjaciel, poeta, Jurek Harasymowicz, powiedział wówczas: Olek, idźże człowieku, tam się zgłoś, się nadajesz. Poszedłem, w komisji ludzie z telewizji, Estrady, nie wiedziałem co zaśpiewać, ale postawiłem na „Ludwinowskie Tango”. I tak zostałem pierwszy w zespole, nawet nazwę wymyśliłem. Jaka to nazwa była?W Starym Teatrze, gdzie występowałem z gitarą, krzyczałem: „Hej chopoki ze szmelcpoki, jak zagromy uzbieromy” - no bo grałem tam takiego łaziora. No to kiedy głowiono się nad nazwą rzuciłem: Szmelcpaka. Nie spodobało się, a potem w radiu słyszę, że powstał zespół, który się nazywa SzmelcPaka. No i grałem z nimi ze dwa lata, ale oni „grzali” tak, że szkoda mówić, nie nadążałem. Harasymowicz powiedział, że się z nimi skończę, bo już głos powoli traciłem. Wtedy założyłem swój zespół, pamiętam był 8 marca, wystąpiliśmy w telewizji na Dzień Kobiet, zaśpiewaliśmy „Lola, Lola daj się pocałować”. Miałem różne pomysły na nazwę: Andrusy, Gzymsiki, Ferajna, czy Kumple Makino. Zdecydował szef Kroniki Krakowskiej, za co jako ojciec chrzestny postawić musiał litr w Pani Twardowskiej. Skończyło się o czwartej rano. Tak powstał zespół „Andrusy”. Muzyków wybierał pan ponoć po gębie?I wielu mówiło, że oni nie grają, a tylko udają, co może i prawdą było. A ja zawsze odpowiadałem: Może i nie grają, ale za to gębę mają. Jak już weszliśmy na estradę i ludzie nas zobaczyli to już mieli uśmiech na twarzy, nie musieliśmy już nic śpiewać. Kabaret był i tyle. Dawałem im różne pseudonimy: Hrabia Monte Christo, Czita, Paganini, Toranaga, Klaudiusz, Antek Balaga z rodziny połamanych płotów, Bubuś Amoros i tak mieliśmy piękny zespół, z którym zrobiłem karierę. Skąd braliście teksty?Jerzy Harasymowicz pisał, Jerzy Michał Czarnecki, Leszek Walicki, Wincenty Chomicz, brałem także teksty, które do mnie przysyłano, czasami to były rymy typu: głowa, krowa, ale i tak tworzyłem do tego muzykę. Tak powstały trzy programy: A... chachary żyją, Spacerkiem, spacerkiem przez Kraków i Któż przywróci twoje piękno, Krakowie prastary, z którymi objeździłem połowę świata, zbierając pieniądze na odnowę Krakowa. W skarbonce czasami było tak pełno, że grzebienia nie włożył. Pisał pan też teksty?Namawiali mnie, mówili: Olek, ty masz żar do pisania, to i pisałem, na przykład „Tango za dychę”, czy „Walczyk z hejnałem”,bo słowa te płynęły stąd, z serca. Ale hymnu Cracovii nie napisałem, zrobił to za pół litra Jerzy Michał Czarnecki. Po czterech godzinach miał siedemnaście zwrotek. Dziś grają hymn Maleńczuka, nie boli pana serce?Naśpiewałem się za wszystkie czasy, przed meczem, w trakcie czy po, więc mi nie żal. Dziś młodym podoba się Maleńczuk, zwłaszcza tekst: "Nigdy nie zejdę na psy". I dobrze. Na mecze pan chodzi?Ze dwa lata temu byłem raz ostatni. Ale przegrywali dziady! Jak można wygrywająć 2:0 skończyć mecz na 3:2? No jak? Więc nie chodzę, by nie dostać zawału, jak Jurek Harasymowicz, z którym siedziałem na naszym starym stadionie pod zegarem. I kiedy przegraliśmy 4:2 do szpitala trafił. A ja rozrusznik mam, tu mi pika, patrzcie, więc nie będę się wychylał, choć teraz Cracovia to brylanty. Oglądam w telewizji, ale zawsze sobie gdzieś już szykuje lufę na podtrzymanie tętna serca. Służył pan w wojsku?Trzy lata i sześć dni w marynarce wojennej. Jednostka Gdynia na ORP Burza. To człowieka ustawia. Gość kiedyś mnie pyta: Panie Makino, co trzeba robić, by być takim jak pan, no kawał chłopa z pana taki, no to odpowiedziałem: trzeba być w marynarce wojennej, siedzieć w pudle i złapać trypra. On na to: to trzecie już mam. A ja na to, że na pierwsze i drugie za późno. Odsiedział pan te cztery lata?Nie. Przypomni pan za co ten wyrok?To był ułański wybryk, bo wjechałem na koniu do hotelu Cracovia. Dopiero co go kończyli budować, glina wszędzie była, zero podjazdu, no i koń myślał, że to stodoła. Wracałem od narzeczonej przez Błonia, jeszcze miałem niedopite pół litra w marynarce, szumiało mi w głowie, a koń nie reagował ani na hetta, ani wiśta czy prry. Mówię do niego, a on nic, ani me, ani be, ani kukuryku, popatrzył i wjechał do Cracovii, uderzyłem o futrynę, spadłem, koń na śliskich płytkach się rozłożył i już nie wstał. Kopyta mu się rozjeżdżały. Wykidajło wpadł, wezwał milicję, skuli mnie i tak trafiłem do aresztu. Na drugi dzień sędzia pyta się: oskarżony, ile koń ma kopyt, odpowiadam: cztery, no i usłyszałem: to cztery lata, że po roku na jedno kopyto. Wyprowadzić. Na szczęście skończyło się na 1, 5 roku, bo udowodniłem, że koń był szkolony w języku angielskim, a ja mówiłem po polsku, nie mógł więc zrozumieć. A skąd miał pan tego konia?Pasł się na Błoniach, właściciele piekli kiełbaski, nawet nie zauważyli. Więzienie pana ustawiło?Więzienie, bo na wszystko patrzę sercem, ale też życie mnie ustawiło. Kiedy się rodziłem, kolega ojca, ginekolog, który odbierał poród, powiedział do mojej mamy, która już miała dwie córki: królewic się rodzi. Mama zemdlała, bo to było 6 stycznia, w Trzech Króli, 32 minuty po północy. I faktycznie do końca życia byłem mamusi królewiczem. Mieszkaliśmy na Zalewskiego, w willi ojca, którą wpierw zabrali hitlerowcy, później bolszewicy, potem na Półwsiu Zwierzynieckim, tam gdzie pępek świata, Bar na Stawach. Spędziłem tam 70 lat. Tam został pan legendarnym cwaniakiem i to cwaniak, ale honorowy, wiadereczko wynosi na czwarte piętro do babci, węgiel zwali, drewno porąbie. Honor zawsze był dla mnie najważniejszy. Mój ojciec był kapitanem saperów, a saper myli się tylko raz. Wychowany byłem w rygorze, najważniejsze były honor i ojczyzna. Jak ojciec nie usiadł do stołu, to myśmy stali, usiadł, to myśmy siadali. Tak samo odchodziliśmy od stołu dopiero, kiedy on skończył. Z domu wyniosłem także szacunek dla kobiet, musiała być Francja elegancja, jak to się mówiło kiedyś. Ale bójki jakieś chyba były?No a jak, pewnie że były. Gdy gość nie postawił piwa za to, że nie kupił wróbla na dachu, albo furman wszedł z batem do baru, to oknem szybko wychodzili, razem z szybą. Bo to było tak, że nowi stawiali stałym bywalcom piwo, a w ekstremalnych przypadkach kupowali właśnie wróbla na dachu. Specjalistą od tego typu transakcji był Czesiek Czorny. Potrafił wypatrzyć gościa w krawacie, pokazać mu ptaka i powiedzieć: - Ten wróbel jest pana, może se pan go zabrać. Tu, w barze Na Stawach kosztuje dwa piwa. Kończył tak, że nie było co z nim dyskutować. Nowi nie mieli łatwo. Harasymowicz zresztą pierwszy raz też o mało oknem nie wyleciał. Zwierzyńca tutaj bywa kwiat/ To Kobyliński as przychodzi sam/ Z nieba zdejmuje gitarę swą/ Pięknej Alfredy dobywa ton - tak pisał właśnie Harasymowicz. Gdzie pan siadał w tym barze?Miałem miejsce pod ścianą, zaraz przy wejściu, dalej siedzieli stali bywalcy Czesiek Czorny, Rufino, Belmondo, wszyscy poumierali. A siedziało się tam, śpiewało, grało, paliło sporty czy klubowe, Szef, lwowiak, co go nazywaliśmy długopis, bo miał sztywny palec, cały czas narzekał: No to przecież nie mogę wam stale dawać piwo na kreskę, chyba że malujecie gościowi sufit na czarno i wmawiacie mu że będzie lazur, wtedy tak. Pan też tak malował?Ja tam nie siedziałem całymi dniami, ja dochodzący byłem. Pracowałem, więc miałem na picie. Ksywkę pan dostał do Harasymowicza?Opowiedziałem mu kiedyś swój życiorys, to potem napisał poemat pod tytułem „Makino”. Potem się go zapytałem: Jureczku, czy nie mógłbym sobie tego pseudo wziąć. Oczywiście, to o tobie. Dziś nie lubię gdy do mnie mówią Olek, czy inaczej, ale Makino, bo wtedy wiem, że ten kto mówi kojarzy kim jestem. Kiedy ten świat się skończył?On się nigdy nie skończył, ludzie się skończyli, pozmieniali. Przez długi czas dawaliśmy koncerty, pamiętacie coroczny Bal na Stawach? Zapraszaliśmy Annę Dymną, Jerzego Michała Czarneckiego, Piotra Skrzyneckiego i funkcjonowało, bo wszystko robiłem sam. Reżyseria, scenografia, choreografia, i tak dalej. Pewnego dnia powiedziałem, że koniec, nie będzie tak, że na mojej głowie jest absolutnie wszystko, nawet choreografia. I powoli upadło. Prawdziwych andrusów też już nie ma?Raczej nie, bo wszyscy chodzą dziś z napisem „adidas” i z tatuażami, na dodatek takimi sobie tatuażami. Ja mam tatuaż, z wojska. Było nas 154 żołnierzy i wszyscy mieli jednakowe. To jest symbol, a nie jakieś róże czy coś innego. Podobno jest moda na tatuaże, ale ja się wstydzę nawet z tym swoim chodzić na wierzchu. Zrobili mi, kiedy byłem pijany i spałem, nie miałem w tym udziału. Nie ulega pan modom?Nie, absolutnie, jestem tradycjonalistą. To co wyssałem z mlekiem matki, to we mnie zostało. Bardzo zwracam uwagę na honor, ambicję, słowo, brzydzę się kłamstwem. Patrząc wstecz na swoje życie, czegoś pan żałuję?Nie, bo choć ojciec chciał, żebym został inżynierem, to ja zawsze śpiewałem. Kiedy byłem mały, mamusia ubierała mnie w strój ułana i leciałem z tekstem „Ułani, ułani, siwe konie macie, pojadę ja z wami, jednego mi dacie”. A potem występowałem na akademiach. I choć skończyłem te dwa technika, to i tak konkursy i śpiewanie było mi w głowie. Zajmowałem dobre miejsca, a potem już poszło, SzmelcPaka, Andrusy. Wszyscy „grzali”, a ja musiałem kontrolować program, bo byłem prowadzącym, śpiewającym, liderem. Skład zespołu się zmieniał?Zmieniał, bo ludzie umierali. Wraz z solistką Ewunią Kozakowską-Głębocką, którą wziąłem do zespołu i kazałem jej śpiewać zamiast „E viva Espana” „Jak długo na Wawelu”, odeszło dziewięć osób. Tylko ludzie się zmieniali?Ludzie, bo stawali się coraz częściej nieufni i zazdrośni. Tak więc się wycofałem, i jakoś sobie żyję. Staram się używać mniej alkoholu, bo mam „nadpite” do przodu, rzuciłem palenie, bo jak powiedział mi pan profesor Sadowski albo palenie, albo rozrusznik serca. Dlaczego serce nie wytrzymało?Za dużo emocji miłości. Ale dzięki rozrusznikowi żyję do dzisiaj i całuję profesora za to po rękach. Tak już dziesięć lat. I mam nadzieję, ze dożyje dziewięćdziesiątki. To pana marzenie?A złe? Śmieję się, że to serce oddałem Krakowowi, każdej jednej dzielnicy, którą kocham, z Nową Hutą włącznie. Cieszę się, że dostanę medal Cracoviae Merenti, bo to dla mnie niemalże koniec świata. To jedyne marzenie?No, nie. Chciałbym, aby Cracovia została mistrzem Polski w piłce nożnej! Żył więc pan tak jak chciał?I niczego nie żałuje. Zaczepiali mnie na ulicy - jak tam panie Makino się żyje, jak zdrowie? Co pan śpiewa? Zanim doszedłem od Mostu Dębnickiego do Filharmonii miałem tak wypite, że musiałem wsiąść w tramwaj by wrócić do domu. I zawsze jest tak samo:„Chodź pan na chwilę, chciałem się z panem napić”, po czym leją mi jakiegoś „szczeniaczka”, potem „pięćdziesiątkę” na drugą nogę. Teraz też tak jest?Już mniej. Dawniej piło się czystą, a teraz dżin, whisky… Czuje się pan spełniony?Jestem zadowolony z życia. Gitar miałem ponad 60, patrzcie. Teraz są tutaj dwie 68. i 69. Ta najmłodsza ma na imię „Amour”, reszty nie ma bo zostawiałem kolejne kobietom. Gdy któraś zaprosiła mnie do siebie, rano mówiłem - idę na piwo. „To zostaw gitarę”. I już nie wracałem… Sam pan je sobie stroi?Tak, zawód mechanika precyzyjnego bardzo przydaje się przy gitarze. Zmieniam struny i wyciągam kołeczki obcążkami. Marzenie ojca więc się spełniło. Jestem trochę budowniczym, ale domu już nie wybuduję, bo nie zdążę. Drzewo pan posadził?Niejedno. To ciekawa historia. Znalazłem kiedyś dwie gałązki jodły koło Dobczyc w Brzączowicach włożyłem do ziemi i podlałem wodą. I wyobraźcie sobie, że dzisiaj to są grube drzewa. Nikt mi nie chce wierzyć, ale moja żona mówi: Oluś to ma rękę, włożył dwie gałązki i urosły dwa drzewa. Mają już ponad 30 lat. Myśli pan o śmierci?Nie myślę o tym, że umrę, tylko myślę o tym, by mnie pochowali tam, gdzie ja chcę. Z moją babcią. Na Rakowicach mam trzy groby, jeden dałem w spadku siostrze, drugi bratankowi, a w trzecim będę leżał z babcią, 50 metrów od kaplicy. Już sobie zrobiłem ładny nagrobek. Nie chce by pana prochy zostały rozrzucone, jak Harasymowicza?Nie, niech mnie zjedzą robaki. A co pan chce mieć napisane na nagrobku?Makino. Aleksander Łodzia-Kobyliński herbu „Łodzia”. Bo ja jestem szlachta, ale na początku „Makino”, by każdy wiedział kto tu leży. Ludzie nie są w stanie pojąć, co to jest szczęście. Autor: Paulo Coelho, Weronika postanawia umrzeć; Ludzie nigdy nie wiedzą, że są szczęśliwi. Wiedzą tylko kiedy, byli szczęśliwi. Autor: William Somerset Maugham; Ludzie widzą, że są nieszczęśliwi, ale mało kto wie, że mógłby być szczęśliwy. Autor: Albert Schweitzer; M Krótkie są momenty - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
Mały Książę uważa, że dorośli są dziwni. Wiele argumentów przemawia za tym twierdzeniem. Ja jednak myślę, że zależy to od tego, jacy ludzie nas otaczają. Niektórzy z nich są bardzo zapracowani. Mają wiele spraw do załatwienia, dlatego często nie znajdują czasu na rzeczy równie ważne. Rzadko widują się z rodziną i znajomymi.
Świat jest teatrem aktorami ludzie którzy kolejno wchodzą i znikają. Nasze życie to jedna wielka niewiadoma. Dlatego zgadzam się ze stwierdzeniem angielskiego dramatopisarza Williama Szekspira, że: " Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają". Tę tezę postaram się poprzeć argumentami:
Znajdujesz się na stronie wyników wyszukiwania dla frazy Są na świecie ludzie bliscy i najbliżsi, co pod jednym dachem wspólnie snują plany piosenka. Na odsłonie znajdziesz teksty, tłumaczenia i teledyski do piosenek związanych ze słowami Są na świecie ludzie bliscy i najbliżsi, co pod jednym dachem wspólnie snują plany piosenka.
Dodatkowo tezę Rieux, iż „ludzie są raczej dobrzy niż źli” potwierdza fakt, iż w powieści możemy znaleźć o wiele więcej przykładów pozytywnych bohaterów, aniżeli negatywnych. Camus starał się udowodnić, że w obliczu zagrożenia większość ludzi będzie zachowywała się zgodnie ze swoją moralnością i wewnętrzną
.
  • iud27e1i9r.pages.dev/41
  • iud27e1i9r.pages.dev/621
  • iud27e1i9r.pages.dev/252
  • iud27e1i9r.pages.dev/983
  • iud27e1i9r.pages.dev/657
  • iud27e1i9r.pages.dev/621
  • iud27e1i9r.pages.dev/975
  • iud27e1i9r.pages.dev/34
  • iud27e1i9r.pages.dev/375
  • iud27e1i9r.pages.dev/71
  • iud27e1i9r.pages.dev/441
  • iud27e1i9r.pages.dev/950
  • iud27e1i9r.pages.dev/326
  • iud27e1i9r.pages.dev/490
  • iud27e1i9r.pages.dev/909
  • są ludzie są serca tekst